Kolejka w cieniu tragedii... Domaradz wypunktowany!
V kolejka rozgrywana, ale tak naprawdę nierozegrana do końca, była niestety w cieniu tragedii jaka miała miejsce w minionym tygodniu, a mianowicie tragicznej śmierci naszego kolegi z boiska i kapitana Victorii Niebocko Łukasza Przybysza. W tych ciężkich chwilach łączyliśmy się w bólu z rodziną Ś.p Łukasza, jak jego kolegów z Victorii, dlatego też w niedzięlę
na stadionie miejskim w Domaradzu, razem z drużyną Sokoła uczciliśmy pamięć kolegi minutą ciszy.
Sam mecz w to wietrzne niedzielne przedpołudnie zaczął się z 15 minutowym opóźnieniem. Tak jak przypuszczaliśmy - drużyna Sokoła miała spore problemy z uzbieraniem składu, ale ostatecznie wyszli w 11 i zaczęli mecz. Od samego początku gospodarze przeprowadzali swoje ataki w ten sposób, żeby wkładać w nie jak najmniejszy nakład sił. Grali mądrze w środku pola, krótkimi podaniam raz po raz próbując posłać jakąś prostopadłą piłkę za naszych obrońców. W pierwszej połowie wiatr sprzyjał gospodarzom, którego mocne powiewy sprawiły naszym obrońcom i bramkarzowi sporo problemów. W bramce po kontuzji od początku zagrał Jarek Gierula, którego wyjścia do długich piłek nie były pewne, co zmuszało naszych defensorów do biegania. Po raz kolejny nasza pięta achillesowa, czyli faul przed samym polem karnym, stworzył drużynie Sokoła pierwszą groźną sytuację. Na szczęście strzał nie był na tyle groźny, żeby zaskoczyć naszego bramkarza, który pewnie łapie piłkę lecąca w środek bramki. Z naszej strony ataki a to lewym a to prawym skrzydłem stwarzały zdecydowanie więcej zagrożenia pod bramką rywali, co w końcu musiało dać efekt. Przejęliśmy piłkę w środku pola, szybkie zagrania na prawe skrzydło do Hałasa, ten wrzuca w pole karne i "Lis pola karnego" Mateusz Gromala daje nam prowadzenie. Po bramce dla nas niestety nie potrafiliśmy wyeliminować gry faulem przed swoją "16" i jeszcze dwa razy po rzutach wolnych było groźnie pod naszą bramką. Pod koniec pierwszej połowy kolejny atak skrzydłem daje efekt w postaci bramki do szatni bardzo aktywnego z resztą w ten dzień Grzesia Kiełbasy. Asystę przy tej bramce zaliczył nasz kapitan Grzesiek Kurzydło.
Po zmianie stron gra, która i tak od pierwszych minut była bardzo twarda i agresywna stała się jeszcze bardziej ostra i tak na prawdę tylko dzięki "uprzejmości" sędziego obie drużyny skończyły ten mecz w komplecie. Po kilku minutach jedno z prostopadłych podań Domaradza w końcu dociera do adresata, napastnik wychodzi w sytuacji sam na sam, a piłka po interwencji Gieruli odbija się od poprzeczki i niestety wpada całym obwodem do naszej bramki. Trzeba przyznać, że Jarkowi w tej sytuacji zabrakło trochę szczęścia, żeby dalej zachować czyste konto. Po stracie bramki znowu ruszyliśmy do szybszych ataków, ale niestety zawodnik z Domaradza, który grał na pozycji bramkarza ratował swoją drużyne dalekimi wyjściami w stylu "kamikadze". W końcu do jednej z takich piłek nie zdążył i Kijowski strzelił w sytuacji sam na sam bramkę, po kolejnej asyście Kurzydły.
Próbowaliśmy my, próbował i Domaradz - na szczęście tylko próbował. Inaczej było z nami, gdyż na ok. 10 minut do końca pod bramką Sokołą zaplątał się nasz obrońca Daniel Toczek i po podaniu od Kiełbasy przyłożył nogę i strzelił do pustej bramki ustalając wynik meczu na 4:1 dla Sanu. W samej końcówce jeszcze Gierula wygrał pojedynek jeden na jednego z napastnikiem Domaradza, odbijając jego strzał za linie boczną.
Druga wygrana, druga z bardzo niewygodnym przeciwnikiem, odrabiamy straty i cieszyć może fakt, że znowu widać radość i zaangażowanie wszystkich w zespole, gdyż kolejny raz frekwencja na mecz wyglądała więcej niż przyzwoicie, co dało trenerowi Pysiowi spore pole do manewru, a my wszyscy znowu przekonaliśmy się o jego trenerskim nosie, gdyż zmiany, które przeprowadził okazały sie "strzałem w dziesiątke".